Od 15 sierpnia w Kinie Nowe Horyzonty.
Lucy (Scarlett Johansson) - młoda studentka mieszkająca na Tajwanie, zostaje namówiona przez swojego chłopaka do dostarczenia ważnej teczki pewnemu biznesmenowi. Zanim dziewczyna zorientuje się, w co została wplątana, stanie się zakładniczką bezwzględnego Pana Janga (Choi Min Sik), na którego rozkaz w organiźmie znajdzie się substancja przypominająca narkotyk. Pod jej wpływem ciało dziewczyny zaczyna ulegać transformacjom. Największe zmiany zachodzą w mózgu, którego potencjał zostaje uwolniony i osiąga zdumiewające możliwości. Rozwijają się u niej też cechy nadludzkie - telepatia, telekineza oraz niewyobrażalna kontrola nad materią. Dziewczyna stara się dotrzeć do Profesora Samuela Normana (Morgan Freeman), wybitnego specjalisty z dziedziny badań nad ludzkim mózgiem. Tylko on może pomóc jej zrozumieć, dokąd zmierza ten szaleńczy pęd ku niczym nieskrępowanym możliwościom.
"Besson, twórca „Piątego elementu", którego „Lucy" jest daleką krewną, należy do czołowych feministów kina popularnego. Płeć piękna nie ma u niego lekko, ale obdarzona jest często dużymi mocami. Żeby pokazać wyjątkowość Lucy, Besson dokonuje syntezy chwytów kina rozrywkowego ostatniej dekady. Jego film smakuje jak przegląd widowiskowych sekwencji nakręconych między „Matrixem" a „Incepcją". Znajdziemy tu pełen repertuar, i to w dużych ilościach: lewitację, telekinezę (Lucy może przesuwać ludzi i przedmioty oraz wpływać na zasilane elektrycznie sprzęty z dużej odległości), strzelaniny, pościgi, dematerializację postaci, a nawet podróż w czasie i wizję cofania się wszechświata aż do gęstej kropki w momencie Wielkiego Wybuchu." (Sebastian Smoliński, stopklatka.pl)
"Twórca "Leona zawodowca", "Wielkiego błękity", "Nikity" czy "Piątego elementu" znów się bawi w kino science fiction i opowiada historię szmuglerki narkotyków, która zyskuje niezwykłe moce po tym, jak przemycana przez nią substancja dostaje się do jej organizmu. W tej roli: Scarlett Johansson.
Besson, jak to Besson. Bawi się w kino, miesza gatunki, trudno każdy element jego historii potraktować serio. Co nie znaczy, że on sam serio nie podchodzi do swojego fachu. - Zawsze uważałem, że jeśli nie ma się już nic ciekawego do powiedzenia, nie należy kręcić kolejnych filmów - - deklarował kilka lat temu w wywiadzie dla "Wprost". - Jest kilku reżyserów, których uwielbiałem, ale teraz nieustannie się powtarzają, nie mają nic nowego do powiedzenia. Chciałbym do nich zadzwonić i powiedzieć: "Przestańcie, proszę!". Trzeba być uczciwym wobec widzów. Ludzie nigdy nie zobaczą mojego nazwiska na plakacie filmu, który jest tylko produktem mającym zarabiać pieniądze. Nie zrobię głupawej amerykańskiej superprodukcji - mówił." (kultura.gazeta.pl)